MATURA. Z łaciny “maturus” znaczy dojrzały, dlatego przyjęło się nazywanie tego ważnego w życiu każdego ucznia wydarzenia mianem “egzaminu dojrzałości”. Jednym czas ten kojarzy się z kwitnącymi kasztanowcami i chodzeniem na kremówki, innym zaś z przyjaźniami trwającymi całe życie czy nieprzespanymi nocami i stresem o poranku. Co prawda to nie wykaz wyników z egzaminów maturalnych zaświadcza o wykształceniu średnim (lecz świadectwo ukończenia szkoły średniej), ale to właśnie procenty zdobyte na maturze są decydujące przy rekrutacji na studia wyższe (przynajmniej w większości przypadków). Dlatego wszyscy chcą wypaść jak najlepiej. I zadają sobie odwieczne pytanie - brać korepetycje czy przygotowywać sie do matury samodzielnie?


Kapitanie, jakie mamy opcje?

Zacznijmy od krótkiego omówienia alternatyw. Po pierwsze, część lliceów organizuje tzw. bezpłatne zajęcia fakultatywne z przedmiotów rozszerzonych, które rozpoczynają się z reguły dwa semestry przed egzaminem maturalnym i trwają niemal do końca kwietnia. Na tych zajęciach z reguły omawia się stare arkusze maturalne lub prowadzi zajęcia porządkujące wiedzę. Jest to o tyle dobra forma powtórek, że pracuje się w grupach i jest czas na omówienie problematycznych pytań, przyzwyczajenie się do arkuszów itd. Po drugie, wiele wydawnictw ma w swojej ofercie zbiory testów maturalnych na poziomie podstawowym i rozszerzonym z poszczególnych przedmiotów. Z tyłu książki są klucze odpowiedzi i jeśli tylko uczeń cechuje się wytrwałością, bez problemu może spędzić z takim zbiorem zadań kilka lub kilkadziesiąt godzin. Ważne jest to, że owe testy są zazwyczaj autorskim produktem osób zaangażowanych w tworzenie prawdziwych arkuszy. Po trzecie, są tzw. vademeca, a wiec dobrze uporządkowane podręczniki będące wiedzą maturalną w pigułce. To dobra rzecz dla cierpliwych wzrokowców, gdyż pozycje te są wypełnione barwnymi zdjęciami i schamatami. I to właściwie wszystkie standardowe opcje, prócz regularnej nauki na lekcjach, żeby powtórzyć materiał bez wykupywania indywidualnych lub grupowych zajęć.

To może jednak te “straszne” korepetycje?

Plusem wykupienia lekcji jest to, że w odróżnieniu od samodzielnej nauki czy powtórek w większej grupie uczniów, mamy bezpośredni kontakt z nauczycielem. Może się to okazać szczególnie przydatne, jeśli fundamenty naszej wiedzy są mocno chybotliwe. Wtedy warto jednak pomyśleć o rozpoczęciu korepetycji przynajmniej kilka, a najlepiej kilkanaście miesięcy PRZED egzaminem maturalnym, żeby uniknąć niepotrzebnych nerwów. Jeśli wybierzemy wieloletniego korepetytora, z pewnością przyda nam się jego doświadczenie, bo przecież prawdopodobnie nie będziesz pierwszym kursantem. Nauczycielskie obycie pomaga, wbrew pozorom popełniamy bowiem bardzo podobne błędy i niedopatrzenia, a ktoś z opowiednim stażem może nas na nie skutecznie uczulić. Niektóre rodzaje korepetycji, na przykład te z języka obcego, są wręcz stworzone dla niewielkich grup uczestników.

Brać czy nie brać korków?

To zależy. Opłaca się, jeśli wymarzyliśmy sobie mocno oblegany kierunek taki jak medycyna czy prawo. Wtedy warto korzystać z każdej dostępnej opcji, oczywiście jeśli nas na to stać. Połączenie zajęć szkolnych i fakultatywnych, korepetycji, lektury zbiorów zadań, a także regularnego przeglądania vademecum może owocować naprawdę satysfakcjonującymi wynikami. Niektóre umiejętności takie jak rysunek techniczny sprawdzany w czasie rekrutacji na niektóre studia politechniczne i artystyczne, w zasadzie muszą być rozwijane w ramach prywatnych lekcji. I w takich przypadkach warto inwestować. W przypadku kierunków, na które zazwyczaj jest mniej chętnych, wystarczyć powinna solidna nauka w domu i szkole plus incydentalne spotkania z korepetytorem. No chyba, że trudno Ci się zmobilizować do samodzielnej pracy, wtedy dodatkowe zajęcia są jedynym słusznym wyborem.